Google Website Translator Gadget

niedziela, 17 października 2010

Miesiąc w Turcji mija - czas ubiegać się o prawo pobytu.

Po pierwszym mailu z prośbą o pomoc w ubieganiu się o prawo pobytu, który został wysłany i zapomniany, wysłałem drugi z "uprzejmą" prośbą o dopełnienie formalności, gdyż został chyba dzień czy dwa do upłynięcia ustawowego miesiąca w którym trzeba ubiegać się o prawo pobytu gdyż potem mogą być problemy z jego uzyskaniem. Dowiedziałem się więc, że zostaną wysłane dokumenty do szkoły, razem z wytycznymi co trzeba dołączyć. Zatem: paszport i kopia strony ze zdjęciem i wizy, odręczne pismo do władz, że ubiegam się o prawo pobytu (oczywiście napisane przez aiesecera), 7 zdjęć (argh!!!), których oczywiście nie miałem, pismo ze szkoły z paroma danymi, oraz AN szkoły. Dodatkowo jeszcze miałem (o zgrozo) wziąć 160 lir. Patrzę do mojego portfela a tam zaledwie 6 lir. Zatem trzeba było śmigać następnego dnia do banku i wymienić moje kochane funciaki. Miałem być na 12 - 13 w szkole. Tam miałem się spotkać z aiesecerem (tak, tym który mnie odebrał 1szego dnia i potem zaprowadził do pracy) by potem pojechać na komisariat. Oczywiście przyszedł grubo po 13 a nie czy nie wręcz koło 13.30. Oczywiście pogadał z Abdullahem Sekretarzem, wypił wodę i poszliśmy.... do centrum handlowego bo tam mieliśmy jeszcze zajść po Tajwankę, która też się wybierała na komisariat by złożyć papiery. Trochę nam to zajęło bo jeszcze mój "opiekun," który w ogóle nazywa się Cavit (Dżawit się wymawia), spotkał jakąś swoja kuzynkę i trochę pogadali ale zaraz ruszyliśmy, zgarnęliśmy dziewczynę i do dolmusu (duolmusz mniej więcej się wymawia, nie mam tureckich znaków - dwie kropki nad o jak w niemieckim i ogonek przy s jak w rumuńskim albo chociażby francuskim). Oczywiście jak się dowiedzieliśmy trzeba jeszcze przetłumaczyć notarialnie AN bo tylko takie uznaje policja, natomiast logo aieseca i pieczątka firmy jest bez żadnego znaczenia. No i oczywiście koszty - tym razem 25 TL. Potem jeszcze zdjęcia - kolejne 8 TL, potem jeszcze musiał ten Cavit napisać pisma ręcznie z naszymi adresami w kraju i w Turcji z jego i naszymi podpisami. No i w końcu na komisariat. Oczekaliśmy się trochę bo każdy smerf nas olewał. Najpierw Turcy, potem dopiero my. No ale złożyliśmy papiery, kilka podpisów na jeszcze innych kwitkach, zapłaciliśmy 135 lir i to by było na tyle. Za parę dni dokument miał być gotowy. No cóż, głodny (bo jadłem tylko śniadanie) wsiadłem w dolmus i dotarłem koło 17 do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz