Google Website Translator Gadget

sobota, 9 października 2010

13.09 - 1szy dzień w pracy i szkolenie w Izmirze 14.09 - 23.09

No dobra dowiedziałem się, że około 13 mam zostać zaprowadzony do pracy. Jak się później okazało potrzebuję około 15 min piechotą by się tam dostać, przechodząc obok małego lasku i stadionu piłkarskiego, za którym znajduje się szkoła, w której uczę (zdjęcia na dole). Oczywiście mój "przewodnik" się spóźnił, jak to Turek , oni dość dziwnie traktują stosunek do czasu, pracy i nauki. Potrafią oni np spóźnić się godzinę na spotkanie, a potem gdy człowiek czeka okazuje się że jednak spotkania nie będzie i można się rozejść. Dlatego trening w Izmirze trwał 10 dni a mógł bez problemu trwać połowę tego czasu, no max tydzień, gdyż np w dniu w którym przyjechałem do Izmiru nie było szkolenia a później mieliśmy piątek i weekend wolne. Ale miałem pisać o 1szym dniu pracy. Po dotarciu na miejsce i po wymianie grzeczności, mój "opiekun"sobie poszedł a ja zostałem z, powiedzmy, sekretarzem szkoły. Trochę się oczekałem gdyż dopiero po paru godzinach, głodny i znudzony, dowiedziałem się, że dopiero następnego dnia jadę do Izmiru. No ale zostałem oprowadzony po szkole, w sumie to 6 sal (3 na podpiwniczeniu i 3 na górnym piętrze) + biuro i mała kantynka, ale jest tam bardzo mila atmosfera :) W końcu udaliśmy się kupić bilet na autobus: 14.09, godz. 9 ale miałem być już o 8 na przystanku. Po dostaniu się do domu, a było to około 21 bo wszyscy lokatorzy sobie wyszli, a okazało się że nie wziąłem kluczy,  czas był na spakowanie się. Miałem do wyboru: albo tachać torbę podróżną albo wziąć mini torbę ale w tej drugiej było ograniczone miejsce. Jednak jakbym szedł na szkolenie: z wielką torbą? Zatem wybrałem małą torbę ale musiałem zrezygnować z aparatu i dodatkowych ubrań. W sumie to lipa bo tylko ja musiałem dojechać, natomiast pozostałe 3 osoby na stałe przebywały w Izmirze. Żałuję że nie udało mi się wcisnąć aparatu, ewentualnie mogłem na szyję sobie zawiesić albo przypiąć do spodni ale było minęło, chociaż urok tego nadmorskiego miasta św. Mikołaja jest unikalny i nie zapomniany. -  No to super- myślę sobie - fajny dzień się zaczyna, poranny wiaterek, słoneczko troszkę przygrzewa ale na razie nie  jest upalnie. Czekam i czekam a autobusu jak nie było tak nie ma. Minęła godzina to myślę sobie: "Nie może być. Idę do szkoły dowiedzieć się o co chodzi." Facet w szkole się zdziwił na wieść że autobus nie przejechał ale poszliśmy kupić nowy bilet na 12 tym razem. Na szczęście autobus odjeżdżał z miejsca w którym kupowaliśmy bilet. Jak się dowiedziałem to tylko tzw serwis bus, który dowozi pasażerów na dworzec autobusowy. Dostałem kartkę z dwoma zdaniami, które miałem powiedzieć 1.w Denizli : czy tu jest odjazd autobusu do Izmiru i 2.Gdzie jest siedziba sieci Pamukkale (nazwa sieci z którą podróżowałem) bo tam miał po mnie wyjść gościu z oddziału firmy z Izmiru. Droga 220 km minęła w miarę miło: 3,15 h dość szybko, bo drogi rewelacyjne, w Polsce to by było 2x tyle czasu. Natomiast w tureckich autobusach jest katering: napoje zimne, gorące, lody, ciasto albo mini precelki. Ponadto, jest usługa audio wideo : można posłuchać muzyki bądź pooglądać zdjęcia, filmy lub nawet telewizję. Nie to co u nas w Polandzie. Po wyjściu z autokaru odczekałem swoje, ale w końcu facet się zjawił. Jak się później dowiedziałem, potrafił on powiedzieć tylko jedno czy dwa zdania po angielsku ale jakoś poszło. Poszliśmy do taksówki, która była tzw zbiorową. W niektórych krajach jest tak że kierowca bierze kilku pasażerów jeżeli jest miejsce w samochodzie i tak było w moim przypadku. Wyjeżdżałem w upalny poranek a zajechałem w jeszcze bardziej gorące popołudnie. Dodać należy jeszcze rozgrzany samochód i ludzi w nim ściśniętych. Ale dojechaliśmy do biura, które mieściło się nad Zatoką Izmirską przy nadbrzeżu. W ogóle piękny widok: morze, promy, zabudowania po drugiej stronie , także budynki na wzgórzach dookoła miasta. Do tego wszędzie palmy...... i policja. Oczywiście wszędzie pomniki dowódców rewolucji a także podobizny i cytaty z Ataturka - "ojca" narodu. No ale spotkałem się z szefem a potem z gościem odpowiedzialnym za szkolenie (którym okazał się facet z którym miałem job interview) i, dowiedziawszy się że trening dopiero zacznie się następnego dnia, udaliśmy się do miejsca w którym miałem nocować. Okazało się nim być jedno z biur firmy, ale wyposażone w łóżko, łazienkę i kuchnię. Tak czy inaczej miałem z 20 - 30 min od mojego lokum do "miejsca nauki'. Pierwszego dnia była teoria a przez następne dni szkolenie w sumie było podobne: praktyka. Oczywiście obie osoby szkolące nas się spóźniały codziennie. Tak naprawdę to mieliśmy z 2 - 2,5 h szkolenia, potem lunch o 13 (zawsze) a potem wracaliśmy na ciąg dalszy szkolenia które trwało jeszcze max 2 h. Czasem też się okazywało że mimo że czekaliśmy po posiłku na przyjście prowadzących szkolenie, dowiadywaliśmy się (czasem po 1h lub później) że możemy się już rozejść do domów. Zresztą i tak 3 dni mieliśmy wolne, kiedy to trochę pokręciłem się po mieście: zobaczyłem antyczną Agorę, kościół gdzie odprawia się msze po łacinie, bazar (ale to z Turczynkami uczestniczącymi także w szkoleniu) gdzie popijaliśmy turecką kawę i słuchaliśmy tradycyjnych pieśni wykonywanych przez ulicznych grajków. Pełno tu jest kramów, ulicznych sprzedawców tzw cumru (bułka z serem, warzywami i ostrą zieloną papryczką), gevrek'ów (obwarzanków posypanych sezamem), cok kofte (różne warzywa i chyba trochę mięcha zawinięte w naleśniczek turecki) a czasem także omułków z cytryną. Oczywiście także pełno kawiarenek, restauracji, barów," kebabowni" których właściciele albo pracownicy od wejscia zapraszają gości by zjeść u nich, używają także całej angielszczyzny jaką znają by się porozumieć z cudzociemcami, lub używają gestów, w kazdym razie skutecznie. To się nazywa dbanie o klienta, a jak się powie parę słów po turecku to są wniebowzięci. Policja jest za to wszędzie ale nie tak jak u nas że albo cię oleje albo spiepsza przed chuliganami, to tutaj całymi chmarami się pojawia i jest jak najlepszy przyjaciel: pomoże i interweniuje jak potrzeba. Oczywiście policja cieszy się uznaniem, czego nie zawsze można powiedzieć o naszych policjantach. Jeśli chodzi o szkolenie to ja najwięcej ćwiczyłem gdyż musiałem szybko wracać do Denizli bo uczniowie czekali. Zatem w czwartek tj. 23.09 miałem lekcję pokazową przed szefem i potem, gdy dowiedziałem się że wypadłem w porządku, zostałem wsadzony w autobus (znowu jechaliśmy zatłoczoną taksówką) i dotarłem koło 19 do Denizli. Zostałem zapewniony, że ktoś po mnie wyjdzie ale przez godzinę nikt się zjawił, więc zmuszony byłem pojechać taksówką. Zmęczony po podróży w końcu dotarłem do domu.....

Stadion piłkarski gdzie trenują dziecięce
drużyny a także amatorsko dorośli

 
Lasek/park w pobliżu szkoły




A to jest właśnie szkoła, w której uczę


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz