Google Website Translator Gadget

poniedziałek, 1 listopada 2010

Cholera jasna! Co to ma być?

Miałem dziś mieć zajęcia na 14.30 więc nie spieszyłem się zbytnio ze wstawaniem. Jedząc śniadanie, zadzwonił do mnie telefon, mniej więcej o 11.30. Dowiedziałem się że mam prywatnego ucznia o 12 (!) Cudownie wręcz. Zbieram się więc jak najszybciej i pędzę do szkoły. Zdążyłem 3 min przed 12 (:)) Przeszli samych siebie. Poprzednio dostałem wiadomość godzinę max przed lekcją. W ogóle to wyjątkowo miałem dzisiaj o tej godzinie i do tego krócej ponieważ miałem zaraz potem catch-up z czterema osobami. Potem poznałem nasze nowe nauczycielki, które jak się później dowiedziałem, bez treningu ani przygotowania zaciągnięte zostały do nauczania. Pierwszy raz widziały książkę, class sheet gdzie wpisujemy zrealizowany materiał i w ogóle metoda jest dla nich nowością. Tylko zaletą jest że są native speakerami (Australia + UK) ale akcent maja okropny, nie bardzo mogę zrozumieć co mówią. W ogóle to nawet się nie przedstawiły tylko weszły do mojej klasy. Myślałem że to może nowe uczennice ale powiedziały że to nowe nauczycielki (nikt mi nie powiedział wcześniej, nie przedstawił itp.) Nie wiedziały jak wygląda lekcja, powtórzenie, czytanie, dyktando, ile materiału się przerabia w powtórce i New Work; zupełnie nic a miały mieć wieczorem zajęcia z moimi grupami. Zeynep miała im powiedzieć co i jak ale wg mnie to za mało by oswoić się z metodą w 0,5 h. Wieczorem był normalnie chaos: 4 grupy do których potrzebna jest książka 1 a było tylko 2 książki nauczyciela. Zatem z Alicją wzięliśmy zbędne książki uczniów bo znaliśmy w miarę dobrze książkę a zostawiliśmy właściwe książki nauczyciela nowym dziewczynom. Było zmieszanie bo najpierw bylo zamieszanie z salami, potem były błędne nazwiska na class sheet, nie było obrazka w sali gdzie miałem zajęcia a był potrzebny do demonstracji tego słowa. Mi było gorąco, im zimno i chcieli dmuchawę żeby włączyć. Ja czerwony na twarzy od gorącego powietrza a oni siedzą w kurtkach.
Ja pierdzielę co za ludzie ale bardzo miło przebiegła lekcja mimo wszystko. Do tego jeszcze Abdullah musiał im wytłumaczyć o co chodzi w metodzie zanim zajęcia się zaczęły a także trzeba było nową class sheet sporządzić bo nie widzieli jak się mają wpisywać. Ale burdel, do tego nowe dziewczyny spieprzyły w ogóle zajęcia: wyszły roztrzęsiono po 1 h, nikt nie mógł ich zrozumieć (ich akcentu) nikt ich nie nadzorował. Najwidoczniej słabe psychicznie. Ciekawe czy zostaną czy też nie. Do tego jeszcze nie uzupełniły class sheet, więc klęliśmy po polsku z Alicją na nie. Jutro ma być tak samo chyba, paranoja. Do tego jeszcze Lucas - nasz amerykański nauczyciel też wyraził swoja opinię o szkole że nie jest dobrze prowadzona a kierownictwo nie wie jak nią kierować, a do tego jego n owa uczennica - Rosjanka, nie bardzo mówi po angielsku mimo że to chyba stage 6. Jutro podejrzewam że też będzie ciekawie. Ale grafik ma się zmienić i nie wiem czy przy końcu tygodnia nie będzie znowu jakichś zmian. Wszyscy jesteśmy trochę wzburzeni i lekko zmęczeni. Do tego całe dnie są upchane od rana do wieczora w nowe klasy tak że nie mam dnia wolnego. W sumie 22 h/tydz - to więcej niż początkujący nauczyciel w polskiej szkole wg Karty Nauczyciela. Jutro ma znowu obserwować moje zajęcia jedna z naszych świeżych belferek - tym razem z prywatnym uczniem. Chyba pożyczę, albo po prostu dam, jej moje materiały ze szkolenia w Izmirze bo mi i tak już raczej nie będą potrzebne. Chyba trzeba będzie się porządnie narąbać któregoś dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz